czwartek, 27 grudnia 2012

Podsumowanie roku 2012

PIOSENKI

22. Field Music - Just Like Everyone Else
21. Isaiah Toothtaker - Hyperbolic Chamber Music
20. The Phantom - Midnight Lover 1
19. John Talabot - When the Past Was Present
18. Jefre Cantu - Ledesma - Faceless Kiss
17. Ariel Pink's Haunted Grafitti - Nostradamus & Me
16. TOPS - Double Vision
15. Tindersticks - Come Inside
14. Weird Dreams - Suburban Coated Creatures
13. Lovelock - Don't Turn Away (From My Love)
12. Saint Etienne - Tonight
11. Chairlift - Wrong Opinion
10. Grizzly Bear -Gun Shy
9. Spiritualized - Hey Jane
8. Frank Ocean - Sweet Life
7. Jessie Ware - Running
6. Shook - Love for You
5. Digits - Where Do You Belong? (Brothertiger remix)
4. Mirroring - Fell Sound
3. Wild Nothing - Paradise
2. Tame Impala - Feels Like We Only Go Backwards
1. Chromatics - Cherry

EP-KI

Hanetration - Tenth Oar
Daniel Rossen - Silent Hour
TOPS - Tender Opposites
Fair Weather Friends - Eclectic Pixels
Parampampam Trio - EP

ALBUMY

Julia Holter - Ekstasis (najpiękniejsze melodie tego roku)
Andrew Chalk - Forty-Nine Views in Rhapsodies' Wave Serene (49 obrazów układających się w jedną całość)
Suaves Figures - Nouveaux Gymnastes (Duet roku)
Mount Eerie - Clear Moon (Elverum i jego "inny" świat)
Ariel Pink's Haunted Grafiitti - Mature Theme
Edward Sol - How Can I Sleep With All These Voices in My Head? (ulubiona muzyka na wiosnę)
Ypoytryll - Solar Tongues
Drekoty - Persentyna (niejednoznaczność +  świeżość) 
Lunar Miasma - Impermanent Nature
Former Sleeves - Many Moons
Josephine Foster - Blood Rushing (moja ulubiona wokalistka "trzyma formę")
Brother Ong - Mysteries of the Shahi Baaja Volumes 1 & - Ong Sweet Ong & The Perfumed Dragon
Panabrite - Soft Terminal
Tame Impala - Lonerism (bez wątpienia album roku)
Na Tak - Na Raz (zaskoczenie; polski zespół, o którym będzie głośno)
John Maus - A Collection of Rarities and Previously Unreleased Material (Maus jaki jest, każdy słyszy)
Motion Sickness of Time Travel - Self Titled
EN/Jefre Cantu Ledesma - Blood Variations
Dead Can Dance - Anastasis (powrót w wielkiej formie po kilku latach przerwy)
Pond - Beard, Wives, Denim 
The Caretaker - Patience (After Sebald) 
Lotus Plaza - Spooky Action At A Distance (gitara Deerhuntera rozbłysła bez pomocy kolegów, a nawet ich przyćmiła)
Vestals - Forever Falling Toward the Sky (Lisa McGee bardzo mi się podoba - wokalnie i wizualnie)
Heavenly Beat - Talent (niby to takie lekkie, a jednak wciągające)
Dirty Projectors - Swing Lo Magellan
Chromatics - Kill For Love (przeznaczone do nocnej jazdy)
X.Y.R. - Robinson Crusoe (Lost Soundtrack) 

wtorek, 25 grudnia 2012

Drekoty - Persentyna


Drekoty - Persentyna
Thin Man Records
2012

mójbożemójbożemójboże jak ja kocham takie kobiety. Wziąć sprawy w swoje ręce, spełnić to, co się zamierzało i podbić podniebienie kogoś takiego jak ja. Drekotowe trio wielu zaskoczyło, ale kilkaset osób znających muzyczne emploi z poprzedniego roku, podwójna (I i II) rola w Trafostacji, wiedziało, że kroi się coś dużego. Persentyna zlepia fascynacje punkiem, żywotnością i damskim punktem widzenia. Palę, dym z papierosa unosi się nad reklamą kawy zbożowej, a ja myślę o Oli Rzepce - o jej świecie, szukam punktów zaczepienia i dochodzę do wniosku, że Listopad to najokrutniejszy z miesięcy. Wycieram nos w Kleenex, szorstki - wcale nie jedwabisty. Ciągle mam w pamięci stare pianino, tak mocno zapadające w pamięć, które towarzyszyło mi podczas ostatniego Rautu, na którym tańczyłem ze scyzorykiem w ręce. Rozgłośnie radiowe mają na głowie piosenki z "Christmas" w tytule, co ich obchodzi spadanie z Masłem w dół. Można je po trosze zrozumieć, bo ekipa spod samiusieńkich katowickich hałd i kopalń nie ułatwiła im zadania, radiowych przebojów po prostu nie nagrywając, a może jednak nagrywając, ale my nie potrafimy rozgryźć tego algorytmu rządzącego się kobiecym, pełnym ruchem na wysokich obcasach. Rzeczpospolita jest kobietą, to wiadomo od dawna, ale muzyka? Siostry Wrońskie nie przekonały mnie ani odrobinę, by tezę tę przyjąć jak pieniądze od pracodawcy - bez chwili zastanowienia. Może spotkam kiedyś Olę, Magdę albo Zoszę i zwyczajnie w świecie przybiję z nimi piątkę, to przecież nic takiego, a moje ręce skrzypią. Zagrane na analogowych instrumentach, uzupełnione przez skrzypce, dzwonki, ziele angielskie i świerszcze, utwory są centrum natury Oli Rzepki, centrum, w którym leży kaprys, ciekawość, izolacja, surowość, improwizacja, chaos etc. Nie będę używał, obcych słów typu: highlight, bo oprócz tego, że kojarzą mi się z płytami do zabudowy, to brzmią obciachowo, dlatego też esencją Persentyny jest jej, paradoksalnie, nie-przebojowość, pomimo tak chwytliwych momentów jak singlowe Za czy poprzedzający je na albumowym spisie treści Tramwaj. Persentynę trzeba cierpliwie gręplować, włókno po włóknie, oddzielać i rozplątywać poszczególne części, by móc wyraźnie zobaczyć z czego jest zbudowana. Oprócz skłonności elektronicznych i elektrostatycznych, mających nieskończony zasięg i przyciągających jak stary dobry minimal (Szary), Drekoty potrafią także pachnąć kwasem  i techno zabawą z odkurzaczem Vampyr na plecach (Szary - końcówka), delikatnością (Szary - środek) i mienić się wszystkimi kolorami tęczy (Szary - cały). Zaskakują zadziornością (Listopad i ostatnie sekundy Za), plemienną folktronicą (Plan B), anarchicznym jazzem (Skrzypię), a zniewalają jednym, prostym motywem wygrywanym na rozstrojonym pianinie (Raut), którego mógłbym słuchać w nieskończoność. Zaczynam się bać kobiet...

Trzeba posłuchać: całość.

niedziela, 16 grudnia 2012

Trailing - Asymmetries


Trailing - Asymmetries
Tranquility Tapes
2012

Gitara i efekty. Tylko tyle sprawia, że Asymmetries stanowi idealne tło do poobiedniej drzemki, zimowej hibernacji albo do schadzek w lesie. Do wyboru, do koloru. Nie wiem skąd to się u mnie bierze, ale końcówka roku zawsze jest ambientowa. Nie inaczej jest i tym razem. Ryan Connolly - tak nazywa się człowiek, który stoi za projektem Trailing, znany nielicznym z duetu Sundrips. Kaseta wydana w Tranquility Tapes - palce lizać! Pozwólcie tym dźwiękom zatopić myśli. Musimy być w tych czasach bardzo ostrożni. Gitara i niekończące się efekty, nagrane pod koniec 2011 roku. Czy mogę skończyć z tym światem nie czekając do 21 grudnia?

http://tranquilitytapes.blogspot.ca/

sobota, 8 grudnia 2012

Coctail Party - Październik/Listopad


Efekt cocktail party - zjawisko to umożliwia skupienie się na jednym sygnale wyodrębnionym w środowisku akustycznym, przy zachowaniu możliwości odbioru pozostałych dźwięków pochodzących z wielu źródeł o różnej lokalizacji.

Algebra Suicide - Please Respect Our Decadence

Przechodząc zatłoczoną ulicą jednego z polskich miast, w okresie mikołajkowym, trudno nie czuć się przytłoczonym przez nadmiar. Nadmiar treści. Nadmiar wszystkiego. Aż serce chce pić. Ja, człowiek, nie jestem przystosowany do tego typu środowiska, nie wchłaniam większości dawanych mi za darmo, wpychanych na siłę obrazów, dźwięków i zapachów, i jestem szczęśliwy, gdy słucham minimalistycznej muzyki, takiej jak Algebra Suicide, wypełnionej słowem i muzyką w ilościach poniżej normy, nie musząc dzielić się nią z przechodzącą obok rudą dziewczyną czy chłopakiem z glutami w nosie. Nigdy im nie przyjdzie do głowy o czym w tej chwili myślę, nie mają pojęcia o zespole, który towarzyszy mi przez kolejne dwa kilometry marszu, nie usłyszą mechanicznego głosu Lydii Tomkiw i, w tym kontekście, "żywych" instrumentów Dona Hedekera. Wtorek smakuje mi najbardziej, dym z reklamy papierosów unosi się nad moją głową i widzę ją, martwą, leżącą we własnym domu. Serce uschło. Jestem ospale ożywiony, gdy dowiaduję się, że będę mógł zjeść kanapkę na Twoim pogrzebie, a wieczorem posłucham sobie radia, które nadaje Twoje słowa i znów obudzi mnie ojciec pukający do drzwi, a przecież w naszym domu nie ma drzwi. 



Tom Robinson - Atmospherics (Listen To The Radio)

Nic dziwnego, że Tom Robinson zachęca do posłuchania radia. Sam zresztą pracował jako prezenter radiowy w BBC (której wizerunek został ostatnio mocno nadszarpnięty przez skandal pedofilski z udziałem, a jakże, Jimmy'ego Savile'a - co prawda zmarłego w zeszłym roku - lecz fakty o niecnych czynach wieloletniego prezentera Tops of the Pops wciąż wychodzą na światło dzienne) i znany był ze swojego zaangażowania w Amnesty International, jak również popierał organizacje zwalczające ksenofobię i rasizm w świecie muzyki. Atmospherics, utwór napisany tuż po wypaleniu kilku papierosów i wypiciu dziesięciu filiżanek kawy z Peterem Gabrielem, dotarł do 39. miejsca na brytyjskiej Singles Chart. Niezły wynik, choć wcale nie najlepszy (na szóstej pozycji swoją wspinaczkę zakończyła piosenka War Baby). Świetna gra sekcji dętej i soft rockowy sznyt, sprawiają, że mam ochotę na całonocne czuwanie przy radioodbiorniku, przeskakując ze stacji do stacji, gdzie przyjemnością będzie dla mnie wytężanie coraz słabszego słuchu z nadzieją na odkrycie dźwięków, których nigdy nie znałem.


Thomas Leer - Number One

Ten, który popełnił tę piosenkę zaczynał od punk rocka; to przecież takie zwyczajne. Przełom lat 80. należał jednak do muzyki łagodniejszej, syntezatorowej, ale lirycznie dusznej i politycznie zaangażowanej. Synth pop i nowa fala rozlały się po Zjednoczonym Królestwie, kiedy ta wiedźma, Thatcher, żelazną ręką władała obywatelami, wysyłając ich na Falklandy i likwidując miejsca pracy w imię postępowych reform. Thomas Leer miał to jednak głęboko w dupie, bo jego myśli zafrapowane były muzyką - najpierw tą wściekłą (punkowa grupa Pressure), później odhumanizowaną (electropop i synth), a całość tworząc i nagrywając we własnym domu, będąc jednym z pierwszych, którzy mogli przytwierdzić do klapy marynarki znaczek DIY. Wszystko przez grupę Can. No. 1 pochodzi z jego drugiego albumu The Scale of Ten, wydanego w 1985 roku. Tyle czasu minęło, a ten wciąż wchodzi do głowy jak nóż w masło. Jak zwykle w takich przypadkach - wersja wydłużona u mnie zwycięża.


Pet Shop Boys - West End Girls

Dumnie kroczący ulicami Londynu, ubrany w długi, czarny płaszcz, Neil Tennant i będący zawsze dwa kroki za nim, jego kompan, Chris Lowe - z tym zawsze będzie mi się kojarzył ten utwór. Nawet podczas tegorocznej olimpiady w Londynie, kiedy West End Girl rozbrzmiewało na stadionie olimpijskim podczas ceremonii zamknięcia, w myślach miałem ten teledysk, jeden z pierwszych jakie zobaczyłem w swoim krótkim, i co by tu kłamać, nudnym życiu. Debiutancki album duetu Please pozostaje moim ulubionym, z fantastycznymi kompozycjami (mam wymieniać? Proszę bardzo: Opportunities, Violence, Later Tonight etc.), które wyniosły tych panów do światowej elity. Pod klipem nakręconym podczas ceremonii zakończenia ktoś napisał: "Pet shop boys!!! So much better than one erection" (odnosząc się do występu grupy One Direction). Trudno się nie zgodzić z tym anonimowym członkiem sekty WWW, uznającej internet za Boga nad Bogami.


Dave Brubeck - Live in 66'

Brubeck wielkim muzykiem był... Kropka. RIP



NIC NA TEMAT 





sobota, 1 grudnia 2012

GARS - gruzy absolutu, rewizja symboli





Premiera: 22.11.2012.

Już któryś raz przewija mi się przez umysł ten album, gęsto wypełnił wszelkie zakamarki mojego pokoju, duszna atmosfera papierosowego dymu.. Papierosy lubią alkohol, muzyka przepada za papierosami i alkoholem, a w tym wszystkim lubuję się JA. Bo to jest tak, słucham tej płyty i czuję się jakbym przejrzał na oczy.. Jestem po drugiej stronie lustra, wszedłem do szafy i wyszedłem w ponurej, pieprzonej Gnarni*.. Postanowiłem dodać kolejną używkę w moim życiu, obok tych wyżej wymienionych, wpisuję do listy "gruzy absolutu, rewizja symboli".

Nie chcę tu słodzić, bo to nieodpowiednia droga by opisać ten narkotyczny gniew. Nie mogę też krytykować, bo licho nie śpi. Będę rozsądny, jak nigdy. Będę silny i bezstronny. Usiądę na fotelu, załączę płytę, założę słuchawki i zamknę oczy..

W zapowiedzi tej płyty zastanawiałem się co to będzie, czy kluski czy kiełbasa? Czy balonik oczekiwań względem "gruzy absolutu, rewizja symboli" nie pęknie, zamieniając się w zwykłą gumę.. 
Powiem tak, ani trochę się nie zawiodłem, zeżarłem właśnie kiełbasę i balonem lecę do Trójmiasta. 
Czuję się przepełniony energią, gdybym spotkał tych co zapieprzyli mi kołpaki od samochodu to rozniósłbym ich w pył.. Jest to coś niesamowitego, gdy poprzez niby zwykłą muzykę czuję siłę przeciwstawienia się, takiej niepohamowanej odwagi, inteligentnego buntu, nie o pietruszkę, nie o miejsce parkingowe.. O coś większego, o coś ważniejszego, o wolność? Niezależność? Godność?

Utwory składające się na całość, w magiczny sposób mi odpowiadają, znajduję tutaj  wszystko co lubię w muzyce. Kobiecy wokal, spokojne partie altówki, rozjuszone gitary, napierdalającą perkusje, gniewnego wokalistę, który z całych sił wykrzykuje NIE!!.  
Tylko na dobre wyszła współpraca z różnymi muzykami, a dzięki zawierzeniu Jackowi Endino zespół zyskał nową jakość. Różnorodność jaką można tutaj znaleźć przyprawia o rumieniec na twarzy, podnosi temperaturę jak uśmiech dziewczyny w której się podkochuje. A dla Marzeny Drzeżdżon należą się ukłony i osobny post, wprowadziła moje uszy w stan piekielnego rozdygotania, przyjemne doznanie:) 

Reasumując, kawał dobrej roboty! Dla wszystkich co tworzyli album "gruzy absolutu, rewizja symboli" należą się pochwały i pół litra.



Dla wiadomości, ocena: 8/10.