wtorek, 25 grudnia 2012

Drekoty - Persentyna


Drekoty - Persentyna
Thin Man Records
2012

mójbożemójbożemójboże jak ja kocham takie kobiety. Wziąć sprawy w swoje ręce, spełnić to, co się zamierzało i podbić podniebienie kogoś takiego jak ja. Drekotowe trio wielu zaskoczyło, ale kilkaset osób znających muzyczne emploi z poprzedniego roku, podwójna (I i II) rola w Trafostacji, wiedziało, że kroi się coś dużego. Persentyna zlepia fascynacje punkiem, żywotnością i damskim punktem widzenia. Palę, dym z papierosa unosi się nad reklamą kawy zbożowej, a ja myślę o Oli Rzepce - o jej świecie, szukam punktów zaczepienia i dochodzę do wniosku, że Listopad to najokrutniejszy z miesięcy. Wycieram nos w Kleenex, szorstki - wcale nie jedwabisty. Ciągle mam w pamięci stare pianino, tak mocno zapadające w pamięć, które towarzyszyło mi podczas ostatniego Rautu, na którym tańczyłem ze scyzorykiem w ręce. Rozgłośnie radiowe mają na głowie piosenki z "Christmas" w tytule, co ich obchodzi spadanie z Masłem w dół. Można je po trosze zrozumieć, bo ekipa spod samiusieńkich katowickich hałd i kopalń nie ułatwiła im zadania, radiowych przebojów po prostu nie nagrywając, a może jednak nagrywając, ale my nie potrafimy rozgryźć tego algorytmu rządzącego się kobiecym, pełnym ruchem na wysokich obcasach. Rzeczpospolita jest kobietą, to wiadomo od dawna, ale muzyka? Siostry Wrońskie nie przekonały mnie ani odrobinę, by tezę tę przyjąć jak pieniądze od pracodawcy - bez chwili zastanowienia. Może spotkam kiedyś Olę, Magdę albo Zoszę i zwyczajnie w świecie przybiję z nimi piątkę, to przecież nic takiego, a moje ręce skrzypią. Zagrane na analogowych instrumentach, uzupełnione przez skrzypce, dzwonki, ziele angielskie i świerszcze, utwory są centrum natury Oli Rzepki, centrum, w którym leży kaprys, ciekawość, izolacja, surowość, improwizacja, chaos etc. Nie będę używał, obcych słów typu: highlight, bo oprócz tego, że kojarzą mi się z płytami do zabudowy, to brzmią obciachowo, dlatego też esencją Persentyny jest jej, paradoksalnie, nie-przebojowość, pomimo tak chwytliwych momentów jak singlowe Za czy poprzedzający je na albumowym spisie treści Tramwaj. Persentynę trzeba cierpliwie gręplować, włókno po włóknie, oddzielać i rozplątywać poszczególne części, by móc wyraźnie zobaczyć z czego jest zbudowana. Oprócz skłonności elektronicznych i elektrostatycznych, mających nieskończony zasięg i przyciągających jak stary dobry minimal (Szary), Drekoty potrafią także pachnąć kwasem  i techno zabawą z odkurzaczem Vampyr na plecach (Szary - końcówka), delikatnością (Szary - środek) i mienić się wszystkimi kolorami tęczy (Szary - cały). Zaskakują zadziornością (Listopad i ostatnie sekundy Za), plemienną folktronicą (Plan B), anarchicznym jazzem (Skrzypię), a zniewalają jednym, prostym motywem wygrywanym na rozstrojonym pianinie (Raut), którego mógłbym słuchać w nieskończoność. Zaczynam się bać kobiet...

Trzeba posłuchać: całość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz